Karolina przyszła na świat 2 sierpnia 1898 roku we wsi Wał-Ruda, parafia Zabawa, jako czwarte dziecko. Pięć dni później został jej udzielony Sakrament Chrztu w Kościele parafialnym w Radłowie.
Jako dziecko najłatwiej uczyła się pacierza i różnych pieśni religijnych, gdyż miała bardzo dobrą pamięć. Była bardzo chętna do pomocy zarówno swojej mamie jak i swojemu rodzeństwu. Była skromną dziewczyną o wyrazistych rysach i bujnych, kasztanowo - rudawych włosach zaczesanych do tyłu. Budową fizyczną przewyższała swoje rówieśniczki. Naukę w szkole wiejskiej Karolina rozpoczęła w 1906 r. Była to tzw. szkoła czteroklasowa - nauka trwała sześć lat. Po jej ukończeniu Karolina uczęszczała ponadto do tzw. klasy uzupełniającej, gdzie lekcje odbywały się trzy razy w tygodniu.
Pierwszą Komunię Świętą przyjmuje w 1907 roku w Radłowie, a dnia 18 maja 1914 roku przyjmuje Sakrament Bierzmowania w Zabawie.
Duchową sylwetkę dobrze zdają się odzwierciedlać nadawane jej przez otoczenie określenia: "prawdziwy anioł", "najpobożniejsza dziewczyna w parafii", "pierwsza dusza do nieba". Codzienne życie Karoliny w pełni uzasadniało powyższe określenia. Bardzo gorliwie uczestniczyła we Mszy Św. i tak długo, jak było możliwe, adorowała Jezusa w tabernakulum. Miała wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej. Szczególnie w okresie Wielkiego Postu towarzyszyła Jezusowi Cierpiącemu, odprawiając Drogę Krzyżową, uczestnicząc w niedzielnych Gorzkich Żalach, ofiarowując Zbawicielowi związane z tym niedogodności i wyrzeczenia. Najświętsze Serce Jezusa czciła w każdy pierwszy piątek miesiąca, przystępując do spowiedzi i przyjmując Komunię Św. wynagradzającą. Wobec Najświętszej Dziewicy żywiła dziecięcą ufność oraz miłość, mawiając o Niej "moja Matka Boża". Codziennie odmawiała różaniec. Modlitwa ta dostarczała jej wiele wewnętrznej radości.
Gorąca miłość ku Bogu objawiała się w posłuszeństwie Bożym przykazaniom. Była wzorową uczennicą. Ze szczególnym zamiłowaniem uczyła się religii. Znajomość prawd Bożych pogłębiała przez czytanie Pisma Świętego, Żywotów Świętych oraz innych książek i czasopism religijnych. W pracy była niestrudzona: "robota paliła się jej w rękach" - mówiono. Pomagała rodzicom, pomagała sąsiadom, głównie w pracach polnych, służyła rodzeństwu, między innymi szyjąc dla nich codziennie. Była bardzo wraźliwa na cierpienia drugich, zwłaszcza chorych, którym starała się pomóc na miarę swych możliwości. Swą życzliwością i dobrocią wprowadzała w otoczenie dużo optymizmu i radości.
Apostolska działalność Karoliny uzewnętrzniała się w znacznej mierze w działalności grup parafialnych. Były to: Apostolstwo Modlitwy, Bractwo Wstrzemięźliwości, Żywy Różaniec. We wszystkich była jedną z pierwszych zapisanych osób. Działalność ta musiała być bardzo owocna, skoro proboszcz Zabawy, ks. Wł. Mendrala, zapewniał, że Karolina była mu prawą ręką w organizowaniu życia parafialnego. Podobną apostolską gorliwość ujawniała w rodzinnym przysiółku, pomagając swemu wujowi Fr. Borząckiemu w prowadzeniu wioskowej czytelni.
Tak schematycznie zarysowana postać Karoliny, prosta i czytelna, zawiera jednak w sobie pewna tajemnicę. Otóż z jednej strony jej skromne, wiejskie życie daje się zamknąć w stosunkowo niewielu zdaniach. Z drugiej jednak, zwłaszcza przy bliższym zaznajomieniu się, dostrzega się u niej wielkie bogactwo życia religijnego; jakby namacalnie odczuwa się obecność Łaski Bożej. Z jednej strony - jak zeznają naoczni świadkowie - jej postępowanie mieściło się w ramach zwyczajnej, choć gorącej pobożności wiejskiej. Z drugiej zaś, ci sami świadkowie, ludzie religijni i trzeźwi, dają wyraz przekonaniu, iż Karolina w swym życiu nie popełniła nawet grzechu lekkiego, a jej cnoty nosiły znamię heroiczności.
Kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, dotychczas ciche równiny nadwiślańskie zaroiły się od wojska. Wszędzie było pełno kwaterujących żołnierzy. Nie ominęli też i Wał-Rudy, gdzie pojawiły się wojska rosyjskie. Mieszkańców ogarnął przestrach wobec niewiadomej przyszłości, zwłaszcza że w wiosce pozostali nieliczni mężczyźni, przeważnie zaś dzieci i kobiety. Już, w pierwszym dniu pobytu wojsk okupacyjnych jakiś żołnierz wszedł do domu Kózków. Karolina, która siedziała wtedy przy maszynie i szyła, poderwała się natychmiast i wyszła z izby. Żołnierz nie wyrządził jednak nikomu żadnej krzywdy; poczęstowany jedzeniem odszedł.
Najtragiczniejszym dniem dla rodziny Kózków stał się dzień 18 listopada. Rankiem 16-letnia Karolina chciała pójść do kościoła, mówiąc matce, że czegoś się boi. Matka jednak uważała, że bezpieczniej będzie dla córki, gdy zostanie w domu. I tak się stało. Matka z córką Teresą poszła do kościoła a Karolina została w domu razem z ojcem, siostrą Rozalia i małym bratem Władysławem. Karolina to bardzo przeżywała gdyż bardzo chciała iść do Kościoła na Mszę Św. połączoną z Nowenną do Św. Stanisława Kostki.
Około godziny 9:00 wszedł do domu uzbrojony żołnierz rosyjski. Karolina przygotowywała śniadanie, ojciec robił obrządki w oborze. Uzbrojony żołnierz, rozejrzawszy się wokoło, zapytał, gdzie sś wojska austriackie, na co Karolina odpowiedziała, że nie wie i natychmiast poleciła młodszej siostrze Rozalii przywołać ojca. Ojciec usłyszał to samo pytanie. Gdy zauważył jednak, że to pytanie jest tylko pretekstem, starał się odwrócić jego uwagę i poczęstować żołnierza posiłkiem, ale ten zignorował zaproszenie. W tym czasie Karolina próbowała wymknąć się z domu, ale żołnierz zastąpił jej drogę chwycił ją za rękę i kazał jej i ojcu ubierać się w drogę, niby do komendanta. Protesty tylko go rozwścieczyły.
Po wyjściu z domu, żołnierz nakazał marsz w kierunku lasu. Wkrótce napastnik przyłożył ojcu lufę karabinu do głowy i nakazał powrót do domu. Ten błagał, aby to córka mogła wrócić do domu, a on sam pójdzie z nim dalej. Rozwścieczony żołdak, zaczął grozić ojcu, który przestraszony i sterroryzowany zawrócić, udając się do swego szwagra. Po przyjściu, w przerażeniu powtarzał: "W lesie... Karolina... żołnierz". Karolina zaś została sam na sam z uzbrojonym bandytą, który przemocą prowadził ją w głąb lasu. W pewnym momencie dziewczyna wyrwała się i zaczęła uciekać. Całe zdarzenie widziało dwóch świadków. Po powrocie do wsi, opowiedzieli o tym, co widzieli. Cała wieś ruszyła na poszukiwanie Karoliny, ale bez efektu.
Dla rodziny Kózków nastały trudne dni, szczególnie dla ojca, który nie mógł sobie darować, że dać się sterroryzować zbrodniarzowi i opuścił swoje dziecko. Dopiero po dwóch tygodniach, 4 grudnia (wspomnienie Św. Barbary, patronki dobrej śmierci), jeden z mieszkańców wioski a dokładnie Franciszek Szwiec, zupełnie przypadkowo natknął się na martwe ciało Karoliny. Było na nim wiele ran, które zadał napastujący ją żołnierz. Z powodu tych ran Karolina zmarła. Gdy ją wieziono do domu na wozie, owiniętą w prześcieradło, po drodze zbierali się dorośli i dzieci, aby oddać pierwszy hołd świętej męczennicy.
Pogrzeb Karoliny był pierwszym przejawem jej kultu. Odbył się on 6 grudnia 1914 roku. Pomimo trwających działań wojennych zgromadziło się ponad 3 tysiące wiernych. Tak licznie zgromadzonych wiernych nie pomieścił ani kościół w Zabawie, ani cmentarz kościelny. W wygłoszonych przemówieniach przewijał się motyw chrześcijańskiej świętości i męczeństwa. W całej parafii panowało głębokie przekonanie o świętości życia Karoliny i o tym, że życie swe złożyła w heroicznej obronie czystości.
Z biegiem miesięcy i lat, pomimo nieszczęść straszliwej wojny, pomimo czasowego wysiedlenia ludności i trudnych chwil powojennych, osoba Karoliny nie odchodziła w niepamięć. W kilka miesięcy po bolesnych wydarzeniach, na miejscu odnalezienia ciała postawiono wysoki krzyż z figurką Zbawiciela oraz tablicą marmurową u stóp tego krzyża z napisem: "Ku pamięci szesnastoletniej Karoliny Kózkównej zamordowanej 18 listopada 1914 r.
Dnia 10 czerwca 1987 roku podczas mszy Św. na tarnowskich Błoniach, Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił Karolinę Kózkówną - błogosławioną.
Opracowano na podstawie książki Ks. Jana Białoboka "Błogosławiona Karolina Kózkówna"
Zapraszamy również do odwiedzenia strony internetowej Sanktuarium Błogosławionej Karoliny Kózkówny w Zabawie.