koscio 3Parafia pw. Błogosławionej Karoliny Kózki

35-505 Rzeszów, ul. Kościelna 15A

tel.:  609 259 834     mail:

Warto poczytać

STANOWISKO KEP WOBEC DZIAŁAŃ JANA PAWŁA II

STANOWISKO
RADY STAŁEJ KONFERENCJI EPISKOPATU POLSKI

WOBEC DZIAŁAŃ JANA PAWŁA II
ODNOSZĄCYCH SIĘ DO PRZESTĘPSTW SEKSUALNYCH WOBEC MAŁOLETNICH

W przestrzeni publicznej coraz częściej słyszymy pytania o postawę Jana Pawła II wobec dramatu wykorzystywania seksualnego osób małoletnich i bezbronnych przez duchownych, a także o sposób reagowania na tego rodzaju przestępstwa podczas jego pontyfikatu. Coraz głośniej stawiana jest teza, że Papież nie podchodził właściwie do tego rodzaju czynów i niewiele robił, aby ten problem rozwiązać, a nawet go ukrywał. Wydaje się, że panuje swego rodzaju moda na formułowanie tego typu opinii. Wpisuje się to w próby podważenia autorytetu Jana Pawła II, a nawet zakwestionowania jego świętości, potwierdzonej w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym. W konsekwencji stanowi to usiłowanie pomniejszenia znaczenia tego wyjątkowego pontyfikatu dla Kościoła, świata, kultury i człowieka.

Medialny atak na św. Jana Pawła II i jego pontyfikat znajduje także swoją przyczynę w  nastawieniu do jego nauczania, wyrażonego chociażby w takich encyklikach, jak Redemptor hominis czy Veritatis splendor, a także w głoszonej przez niego teologii ciała, co  nie odpowiada współczesnym ideologiom propagującym hedonizm, relatywizm i nihilizm moralny.

W tej sytuacji uczciwe szukanie prawdy i dawanie jej świadectwa jest obowiązkiem każdego prawego sumienia. Spojrzenie na działania Jana Pawła II powinno uwzględniać kontekst historyczny i ówczesny stan wiedzy, a także uwarunkowania, w jakich on żył. Były one naznaczone przede wszystkim następstwami rewolucji kulturowej 1968 roku, odrzucającej obiektywne kryteria moralności i osobowej odpowiedzialności. Powszechnie głoszono, zwłaszcza w środowiskach uniwersyteckich Zachodu, że wszystko ma tę samą wartość i że, w konsekwencji, nie istnieje odtąd żadna różnica między dobrem i złem, prawdą i fałszem, pięknem i brzydotą. Obecnie pojawiają się nowe ideologie, które są spuścizną rewolucji 1968 roku. Podważają one chrześcijańską antropologię, której podstawową prawdą jest stworzenie człowieka przez Boga, jako kobietę i mężczyznę, na Jego obraz i podobieństwo. W sposób oczywisty walka z chrześcijańską wizją człowieka łączy się z próbami podważania wielkiego autorytetu, jakim na całym świecie cieszy się św. Jan Paweł II, który z ogromną mocą głosił tę wizję na wszystkich współczesnych mu areopagach.

Starając się zrozumieć podejście Jana Pawła II do problemu wykorzystywania seksualnego małoletnich, pragniemy pokazać konsekwentnie podejmowane przez niego działania. 

1. Już w początkach pontyfikatu w wprowadzonym przez Jana Pawła II w 1983 roku nowym „Kodeksie Prawa Kanonicznego” jednoznacznie zobligowano przełożonych kościelnych do karania sprawiedliwą karą członków kleru, będących sprawcami wykorzystania seksualnego małoletnich, nie wyłączając wydalenia ich ze stanu duchownego.

W 1992 roku Jan Paweł II ogłosił „Katechizm Kościoła Katolickiego”, który w artykule 2389 stwierdza, że „nadużycia seksualne popełniane przez dorosłych na dzieciach lub młodzieży powierzonych ich opiece” są grzechem, będącym „jednocześnie gorszącym zamachem na integralność fizyczną i moralną młodych, którzy będą nosić jego piętno przez całe życie, oraz pogwałceniem odpowiedzialności wychowawczej”.

2. Prawdopodobnie pierwszy poważny sygnał o przestępstwach seksualnych popełnianych przez duchownych na szkodę osób małoletnich dotarł do Jana Pawła II z Kościoła w Stanach Zjednoczonych w 1985 roku za pośrednictwem nuncjusza apostolskiego w Waszyngtonie. Była to analiza dotycząca nieskuteczności dotychczasowych działań Kościoła w USA wobec sprawców wspomnianych przestępstw. O rzeczywistej skali tego zjawiska nie miano jednak wtedy pełnego wyobrażenia.

3. Podczas wizyty ad limina episkopatu USA w 1993 roku Jan Paweł II zauważył, że biskupi nie byli jednomyślni w stosowaniu prawa karnego w odniesieniu do przestępstw seksualnych popełnianych przez duchownych. Dominowała tendencja do minimalizowania znaczenia prawa karnego w życiu wspólnoty kościelnej, a istniejące narzędzia prawne często nie były stosowane. Nie uświadamiano sobie również tego, jak głębokie i szkodliwe dla psychiki ofiar mogą być skutki tych przestępstw. W tym samym bowiem czasie w skali światowej rosły w siłę ruchy domagające się legalizacji pedofilii.

Po tej wizycie w liście do biskupów amerykańskich Jan Paweł II napisał: „kanoniczne kary, które są przewidziane za niektóre przestępstwa i wyrażają społeczną dezaprobatę wobec zła, są w pełni uzasadnione. Pomagają one zachować wyraźne rozróżnienie między dobrem a złem, przyczyniają się do moralnego zachowania, a także tworzą właściwą świadomość wagi popełnionego zła”.

W drugiej części tego listu Jan Paweł II przestrzegał przed traktowaniem zła moralnego jako okazji do sensacji. „Zło rzeczywiście może być sensacyjne, ale sensacyjność wokół niego jest zawsze niebezpieczna dla moralności” – pisał. Możliwe, że ten sposób myślenia Papieża był pewną konsekwencją wynikającą z jego polskich bolesnych doświadczeń, gdy pod rządami komunistów mass media były niejako urzędowo wrogie wobec Kościoła i częstokroć pojawiające się w niej informacje były po prostu kłamstwami i oszczerstwami. Postawa nieufności i niedowierzania wobec pojawiających się zarzutów dotyczących duchownych była zatem w dużej mierze uzasadniona, tym bardziej że w systemie komunistycznym były one często sposobem dyskredytowania pozycji i działania Kościoła oraz okazją do werbowania współpracowników spośród duchowieństwa.

4. Wydaje się, że w okresie od połowy lat osiemdziesiątych do połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku skandal wykorzystania seksualnego rysował się dla Jana Pawła II głównie jako problem Kościoła w Stanach Zjednoczonych i w krajach anglosaskich. Dlatego w 1994 roku wydał on indult dla Kościoła w USA, którego celem było zapewnienie większej ochrony dzieci i młodzieży poprzez uzgodnienie przepisów kościelnych z prawem amerykańskim. Dokument  ten podniósł wiek ochrony osób małoletnich z 16 do 18 lat i wydłużył okres przedawnienia przestępstw wykorzystania seksualnego małoletnich do 10 lat od ukończenia 18. roku życia przez osobę skrzywdzoną. Dwa lata później, w 1996 roku, Papież wydał podobny indult dla Kościoła w Irlandii, skąd również zaczęły napływać informacje o przestępstwach seksualnych popełnionych przez duchownych.

Świadomość Papieża dotycząca skali i skutków tych przestępstw wzrastała zatem wraz z upływem lat. Stawało się dla niego coraz bardziej jasne, że biskupi i wyżsi przełożeni zakonni nie podejmowali adekwatnych i przewidzianych prawem działań oraz że nie radzili sobie z ich stosowaniem.

5. Dlatego, pomimo posoborowych tendencji decentralizacyjnych, w 2001 roku Jan Paweł II wydał dokument Sacramentorum sanctitatis tutela dla całego Kościoła. Dziecko zostało w nim ukazane jako jeden z największych skarbów, który za wszelką cenę należy chronić. Krzywda wyrządzona dziecku w sferze seksualnej została uznana za jedno z najcięższych przestępstw kościelnych i zrównana z profanacją Najświętszego Sakramentu czy złamaniem tajemnicy spowiedzi. Aby uniknąć bagatelizowania tych przestępstw w ramach Kościołów lokalnych, Papież na mocy tego dokumentu ustanowił jurysdykcję Stolicy Apostolskiej nad wszystkimi przypadkami wykorzystania seksualnego małoletnich od momentu uprawdopodobnienia się przestępstwa i nakazał jego zgłoszenie do Kongregacji Nauki Wiary. Odtąd postępowania karne prowadzone w tych sprawach zostały zarezerwowane Stolicy Apostolskiej i po dzień dzisiejszy pozostają pod jej ścisłą kontrolą. Decyzja ta pokazała, że Jan Paweł II zdał sobie sprawę ze skali i globalnego charakteru kryzysu spowodowanego wykorzystaniem seksualnym dzieci i młodzieży. Ta zmiana w stosowaniu i egzekwowaniu prawa była prawdziwie bezprecedensowa. Z perspektywy czasu widać, że okazała się ona punktem przełomowym w walce Kościoła z przestępstwami seksualnymi we własnych szeregach. W ślad za tymi decyzjami Jana Pawła II Stolica Apostolska zobowiązała wszystkie Episkopaty do wprowadzenia szczegółowych norm postępowania w takich przypadkach, przy równoczesnym respektowaniu prawa świeckiego.

6. Przejawem wzrastającej świadomości Papieża było jego przemówienie do kardynałów amerykańskich w kwietniu 2002 roku podczas spotkania, które było bezpośrednim następstwem fali ujawnień przestępstw wobec dzieci i małoletnich dokonanych przez osoby duchowne, sprowokowanej przez serię artykułów zamieszczonych w dzienniku „Boston Globe”. Dokonując diagnozy kryzysu, Jan Paweł II wskazał na ból osób zranionych przestępstwem. Ofiary nadużyć oraz ich rodziny zapewnił o „swojej głębokiej solidarności i trosce”. Zaznaczył przy tym, że zmierzenie się z tymi bolesnymi skutkami musi odmienić Kościół i uczynić go bardziej świętym. Podkreślił też, że kto krzywdzi młodych, jest tej świętości zaprzeczeniem i że „w kapłaństwie i życiu zakonnym nie ma miejsca dla tych, którzy krzywdziliby małoletnich”. Za istotną część problemu uznał też fakt, że „wielu czuje się zranionych sposobem podejścia hierarchów do tych przestępstw” oraz ich „decyzjami, które w skutkach okazały się błędne”. Podana przez Papieża diagnoza kryzysu jest zatem jasna, a kierunek działań, które mają uzdrowić sytuację – jednoznaczny.

7. Z przedstawionych działań Jana Pawła II wobec ujawniającego się coraz wyraźniej kryzysu wyłania się obraz Pasterza, który odważnie i zdecydowanie pragnął się z nim zmierzyć, będąc równocześnie świadomy, że kryzys ten może zagrozić zdolności Kościoła do właściwego pełnienia jego misji w świecie. Papież doszedł do wniosku, że tylko „Kościół, stawiający czoła problemowi wykorzystywania z jasnością i determinacją” może również pomóc społeczeństwu przeciwstawić się pladze przestępstw seksualnych wobec małoletnich i bezbronnych. Widząc, że wobec tego problemu punktowe odpowiedzi nie są wystarczającym rozwiązaniem, w 2001 roku Papież podjął decydujący krok i zmienił prawo, które stało się narzędziem dla całego Kościoła. Tą zmianą uruchomił proces oczyszczania Kościoła, kontynuowany przez jego następców: papieży Benedykta XVI i Franciszka.

Usiłując dzisiaj zrozumieć ówczesną sytuację, trzeba też uwzględnić dominującą wtedy także w Kościele mentalność dyskrecji. Jeśli więc nawet podejmowano jakieś działania, to jednocześnie panował lęk i opór przed ich transparentnym komunikowaniem.

Ponadto lektura raportu Stolicy Apostolskiej dotyczącego byłego kard. Theodora McCarricka każe stawiać pytania o to, w jakim stopniu Jan Paweł II był rzetelnie informowany przez powołane do tego organy, a w jakim stopniu pewne decyzje były podejmowane bez jego wiedzy na innych szczeblach władzy, zgodnie z kompetencjami. W każdym razie raport nt. McCarrica nie pokazuje jakiegokolwiek „tuszowania” czy „zamiatania pod dywan” przez Jana Pawła II przestępstw seksualnych, których dopuścili się duchowni.

Próba zrozumienia postawy i działań świętego Jana Pawła II może być dla nas szansą na uświadomienie sobie, że działanie Boże przechodzi przez zwykłe – uwarunkowane kontekstem dziejowym i osobistą historią – człowieczeństwo. Jest także dla nas drogą do głębszego zrozumienia świętości, która polega na heroicznym przeżywaniu wiary, nadziei i miłości. Papież wielką wrażliwością otaczał każdego człowieka, o czym świadczy jego życie i nauczanie. Ogłoszenie przez Kościół świętości człowieka nie jest stwierdzeniem jego bezgrzeszności, a tym bardziej bezbłędności, lecz uznaniem świadectwa jego więzi z Chrystusem, mimo i na przekór ludzkim ograniczeniom i uwarunkowaniom.

Bezspornym faktem jest, że Jan Paweł II był papieżem, który zgodnie z nabywaną wiedzą podjął zdecydowaną walkę z przypadkami wykorzystywania seksualnego dzieci i małoletnich przez niektórych duchownych oraz wprowadził obowiązujące w całym Kościele normy rozliczania tego typu przestępstw, podkreślając, że w „stanie kapłańskim i życiu zakonnym nie ma miejsca dla tych, którzy krzywdziliby młodych”. Rozpoczął jakże ważny i kontynuowany do dziś proces oczyszczenia Kościoła w tej sferze.

Jasna Góra, 14 listopada 2022 roku

Kard. Müller: „Wielki Reset” w wielu miejscach rozmija się z chrześcijaństwem

 

Międzynarodowy plan przebudowy świata po pandemii koronawirusa, określony mianem „Wielkiego Resetu”, nie odzwierciedla katolickiej wizji człowieka i świata. Edward Pentin na łamach „National Catholic Register” przedstawia wypowiedzi komentatorów wskazujących na rozbieżności globalnej agendy ze stanowiskiem Watykanu.

Zdaniem niemieckiego hierarchy, kard. Gerharda Ludwiga Müllera, najgorsze niebezpieczeństwo Wielkiego Resetu wynika z jego utopijno-ateistycznego charakteru. Autorzy książki „COVID-19: The Great Reset”, dyrektor Światowego Forum Ekonomicznego, Klaus Schwab i ekonomista Therry Malleret w swoim dziele ani razu nie wspominają o Bogu; nie pozostawiają także miejsca dla transcendencji. „Historia uczy, że takie zaniedbania nie są dobrymi znakami” – zauważył kard. Müller.

„Zawsze kiedy człowiek chciał odtworzyć i odkupić sam siebie, zamiast tego tworzył potwora” – przypomniał, wskazując przykład „makabrycznego eksperymentu na ludziach” jakim było istnienie Związku Sowieckiego. „To powinno nas przekonać, że utopia raju na ziemi w jakiejkolwiek formie skutkuje największymi zbrodniami przeciwko ludzkości (odmowa wolności dysydentów, niszczenie siły roboczej, redukcja populacji przez aborcję i eutanazję). Natura człowieka, zraniona grzechem, potrzebuje boskiego przebaczenia. Tylko łaska Boża może nas odkupić i dać nam wolność i chwałę dzieci Bożych” – podkreślił.

Kardynał Müller odrzucił również szufladkowanie krytyki Wielkiego Resetu jako kolejnej „teorii spiskowej”. Przypomniał, że systemy totalitarne „zawsze potępiały wszelką krytykę, uznając ją jako spisek i działania wywrotowe”. W swoim komentarzu odniósł się do wielu ostrzeżeń przed rządami totalitarnymi XX w. i wyjaśnił, że „trudno je zdyskredytować jako teorie spiskowe, ponieważ prawdziwe wydarzenia polityczne dowiodły ich słuszności”.

Niemiecki hierarcha ostrzega, abyśmy nie przyjmowali obietnic Wielkiego Resetu i podobnych programów niesamowicie bogatych fundacji, jako niewinnych przedsięwzięć. „Ślepe zaufanie do filantropijnej postawy liderów Wielkich Fundacji i Otwartych Społeczeństw jest możliwe tylko dzięki kompletnie naiwnemu zaprzeczaniu rzeczywistości”.

Zdecydowanym krytykiem Wielkiego Resetu jest także Renato Cristin, zadeklarowany antykomunista i profesor hermeneutyki filozoficznej na Uniwersytecie w Trieście we Włoszech. Jak zauważył, książka Schwaba nie zawiera „refleksji sumienia”, a „odejmując elementy kapitalizmu” wprowadza „zasady innego rodzaju: socjalizm i etatyzm ponad wszystko”. Według Cristina, Wielki Reset zbiega się z wizją papieża Franciszka jedynie w odrzuceniu kapitalizmu, wobec którego obecny papież prezentuje nieprzychylny stosunek. Nie pozostało to przez Światowe Forum Ekonomiczne niezauważone. Na stronie WEF opublikowano artykuł chwalący Papieża za wyraźne odrzucenie w encyklice Fratelli Tutti współczesnego neoliberalizmu.

Prof. Cristin zauważa także, że ​​w książce Schwaba „brakuje pewników i jasnych pomysłów”, na których można by budować przyszłość, co jest symptomem tego, co nazywa „dezorientacją” i „znakiem chaosu”, który dotyka dzisiejszy świat zachodni. Stwarza to okazję do tryumfu – jak sam określa – „nihilistycznego sekularyzmu” i „toruje drogę dla zdechrystianizowanego społeczeństwa”.

Zamiast podążać za podobnymi inicjatywami, prezentującymi – w opinii włoskiego filozofa – polityczne wizje inspirowane teologią wyzwolenia, ​Kościół powinien stosować naukę społeczną Kościoła „w jej oryginalnym i autentycznym sformułowaniu, podanym przez papieża Leona XIII w jego encyklice Rerum novarum i  papieża Jana Pawła II w encyklikach Laborem Exercens i Centesimus annus”.  Zaniem Cristina, dzisiejszy świat potrzebuje „dobrze ugruntowanych, solidnych, jasnych i skutecznych” teorii, „odwołujących się do wielkich wartości tradycji zachodniej” i „rzeczywiście porządkujących świat”.

 

https://pch24.pl/kard-muller-wielki-reset-w-wielu-miejscach-rozmija-sie-z-chrzescijanstwem/

 

CZY BÓG STWORZYŁ KORONAWIRUSA?

Kazanie ks. Biskupa Józefa  Zawitkowskiego

 


Była Środa Popielcowa w Roku Pańskim 2020.

***

A w tę właśnie środę
dochodziły z daleka
i nieśmiało głosy,
że gdzieś daleko
jest śmiertelna choroba,
którą przynosi jakiś koronawirus.

Przychodzą więc człowiekowi
do głowy różne myśli:
To dlaczego Pan Bóg stworzył
takie śmiercionośne stworzonko?
Szukam odpowiedzi.
Czytam więc „Księgę Rodzaju”
i przy każdym dniu stworzenia
jak refren powtarza się wers:
„I zobaczył Bóg, że było dobre.
I zobaczył Bóg,
że wszystko, co stworzył,
było bardzo dobre” (zob. Rdz 1,1-31).

A człowieka uczynił Bóg
z mułu ziemi,
„ale na Swój obraz
i Swoje podobieństwo”. (Rdz 1,27)

Stał się grzech.
Przez grzech przyszła śmierć
i wszystko, co do niej prowadzi.
Z ziemi jestem wzięty
i do ziemi wrócę,
ale nie wszystek umrę,
bo noszę w sobie
tchnienie Boga,
a to jest wieczne.

***

Mówię to wszystko dlatego,
że mówienie o śmiercionośnym
koronawirusie stało się rzeczywistością.
Piszę to w dniu 12 marca br.
w Polsce są zarażone 44 osoby,
jedna zmarła.
Wszystko stało się groźne,
wszyscy musimy być roztropni
i nawzajem za siebie odpowiedzialni.

Ogłoszono już pandemię,
bo epidemia objęła cały świat.
(...)
Wirus dotarł i do Watykanu.
Zamknięto kościoły, nawet Papież
schronił się za telebimem.
I co na to Pan Bóg?
Widzi i milczy?

To jeszcze za wcześnie
na odpowiedź.
Co nam mówi o tym Pismo Święte?
W Księdze Liczb jest opisane
takie wydarzenie:
„Żydzi szemrali przeciw Bogu
i przeciw Mojżeszowi:
Po coście nas wyprowadzili
z Egiptu? Żebyśmy wyginęli
tu na pustyni?
Totalna opozycja.
I zesłał Bóg na nich
węże jadowite... zginęło
bardzo dużo Izraelitów.
Prosili więc Mojżesza:
Wstaw się za nami,
żeby Bóg oddalił od nas karanie,
bo szemraliśmy przeciw Bogu”.

Mojżesz zawsze wstawiał się
za wybranym narodem.
Ocal nas.
Przecież nie wyprowadziłeś nas
z domu niewoli po to,
aby nas wytracić?
Jesteśmy przecież Twoim narodem.
Nie wydaj na zatracenie
swojego dziedzictwa.

Wtedy Bóg rzekł do Mojżesza:
„Sporządź węża
i zawieś go na palu.
Każdy kto spojrzy na węża
będzie ocalony” (Lb 5,15).
I tak było.

Jest Wielki Post
i czytam w Ewangelii Janowej:
„Jak Mojżesz wywyższył
węża na pustyni
tak trzeba, aby i Syn Człowieczy
był wywyższony, a każdy
kto spojrzy na Niego z wiarą
będzie miał życie wieczne” (por. J 3,14-17).
Coś mi to mówi.

***

Jestem starcem, schorowanym,
wybudzonym ze śpiączki,
mogę więc spokojnie myśleć,
słuchać, dziwić się i obawiać.
Mogę modlić się z tymi,
co się modlą,
patrzeć na przerażenie bezbożnych,
modlić się za tych, co służą
tak ofiarnie, a z nadzieją.
Wołam więc samotnie:
„Święty Boże...
Od powietrza, głodu, ognia i wojny
wybaw nas, Panie!”

Spostrzegam jak inne jest
myślenie ludzi współczesnych
od myślenia ludzi,
co żyli przed nami.

Stoi w Łowiczu krzyż,
który przypomina epidemię cholery.
Jest w Żychlinie – cmentarz choleryczny,
znana była epidemia dżumy,
tyfusów i innych zakaźnych chorób.
Ludzie współcześni
mają zaplecze całej służby zdrowia.
Słuchają zaleceń znawców zagadnienia.
Byłem zbudowany troską
radia i telewizji
i modlitwą wiernych.
Tylko trzecia osoba w państwie
potrafi ominąć wszystkie zalecenia
i być ponad prawem.
A to więcej niż grzech,
to wstyd.

Ojcowie nasi mieli większą wiarę
i większe w Bogu zaufanie niż my.
Opozycja mi powie:
bo byli ciemni i głupi.
Nie, byli od nas lepsi!
Dziś bezbożni przejęli rządy
nad światem.
Usiłują decydować
o życiu, o śmierci,
o dobrem i złem.
A ostrzegał Bóg:
„Nie dotykajcie drzewa życia,
bo umrzecie!” (por. Rdz 2,17)
Grzechy Sodomy chcą uczynić prawe.
Procesje bezbożne,
profanacje krzyżów, ołtarzy,
obrazu Matki Bożej
i bluźnierstwa przeciw Bogu
i Jego Świętym.
Może wystarczy.
Straszne zło ogarnęło ziemię.
Czyżby Bóg jeszcze raz
„żałował, że stworzył człowieka?” (por. Rdz. 6,7)
To musiało się kiedyś
tragicznie skończyć,
bo aniołowie zła są po to,
aby zniszczyć każde dzieło Boga
i to największe – człowieka.
Grzech człowieka jest źródłem
wszelkiego zła.
A grzech nasz
stał się ogromny!

A ja mam mądrość
Świętej Żydóweczki Edyty Stein:
„Człowiek bezbożny,
to osobowe, intelektualne
nieszczęście”.
To przecież widać,
słychać i czuć
przez szkło telewizora.
Bezbożni powiedzą:
To Wasza Święta.
Nauka mówi inaczej.

(...)

Jeśli Bóg nie stworzył
koronawirusa to kto?
Nie wiem.
Politycy wiedzą,
nawet o tym jawnie mówią.
Ja tylko wiem dlaczego była
ptasia grypa.
Spalono wtedy tysiące polskich
farm drobiu.
Była też świńska grypa,
aby do dołów poszły tuczniki
wielu naszych hodowli.

Więc skąd koronawirus?
Może ktoś świadomie,
albo z głupoty otworzył
„puszkę Pandory”,
aby rzucić na kolana
światową gospodarkę
i światu pokazać,
że „i w Grenadzie też zaraza”.
Będą wiedzieć
ci co przeżyją.
I już wiadomo.

A ja dalej pytam,
co Kościół na to?
Wolę patrzeć na tych z przeszłości,
co wiarę mieli większą
niż dżuma i cholera.
Mądry jest Kościół
Matka moja,
a co z wiarą?

Święty Kardynał Boromeusz
biskup Mediolanu w czasie zarazy
nie zamykał Katedry, ale w procesji
z Najświętszym Sakramentem
obchodził miasto z modlitwą.
„Przebacz, Panie przebacz,
ludowi Twojemu,
a nie bądź zagniewany
na nas na wieki”.
I Bóg wysłuchał.
W czasie chorób zbiorowych
kościoły stawały się szpitalami,
a święte siostry, święci bracia
narażali życie, aby chorzy
mogli umierać jak ludzie.
„Siostro! Ja bym tego
za milion dolarów nie robił.
Bo pan jest bezbożny,
a ja wierzę w Boga”.
O mój Święty Rochu,
święty Szymonie z Lipnicy,
Ojcze Damianie,
Ojcze Bejzymie,
Święta Tereso z Kalkuty,
Siostry Szarytki.
Rzućcie jeszcze raz z samolotu
tysiące cudownych medalików,
aby ocalony był Paryż.
Matko Boska Łaskawa,
Święty Andrzeju Bobolo,
błogosławiony Władysławie z Gielniowa!
Pod kolumną Zygmunta,
na Placu Zamkowym
uklękła wtedy Warszawa wierzących
i śpiewała z wiarą:
„Święty Boże, Święty Mocny,
Święty a Nieśmiertelny...
Od powietrza, głodu
ognia i wojny – wybaw nas”.

(...)

Gdzie się podziała
nasza modlitwa,
co czyniła cuda?
Przestaliśmy się modlić.
Za mało się modlimy,
źle się modlimy!
Pominęliśmy Boga,
staliśmy się podobni do bezbożnych.
A gdybyśmy się
nawrócili jak Niniwici,
czyż Miłosierny
nie zlitowałby się nad nami?
Na pewno tak!
Tu trzeba naprawdę uwierzyć,
że Bóg może nas ocalić.
Jesteśmy sanitarnie, administracyjnie
liturgicznie w miarę poprawni,
ale to dziś nie wystarczy.
Zachowanie liturgicznej ostrożności,
to za mało.
To nie Pan Jezus
roznosi wirusa.
Trzeba mieć czyste serce
i czyste ręce.
„I nie bójcie się!” (Mt 14,27)
Nie wystarczą poprawne paciorki,
litanie i koronki.
Tu trzeba żebrać,
tu trzeba krzyczeć i kołatać,
ŻEBRAĆ, KRZYCZEĆ I KOŁATAĆ,
ale z wiarą ewangelicznej
Syrofenicjanki i Kananejki.
„Jezu, a jeśli mnie nie wysłuchasz
to się poskarżę Twojej Matce”.
Tu trzeba nam ludziom epidemii
uklęknąć, nawrócić się,
nie udawać niewierzących.
Trzeba się wyspowiadać
przed Bogiem i przed ludźmi.
Moja bardzo wielka wina!
Czy Bóg wysłucha?
Wysłucha.
„Kto z Was się Mnie dotknął?” (Mk 5,30)
„Wiara Twoja Cię uzdrowiła”. (Mk 10,52)
„Pozwól szczeniętom
zebrać okruchy spod
stołu ich panów.
Ja takiej wiary wśród Was
nie widziałem”. (Mt 8,10)
Taka wiara
góry przenosi.
Taką wiarą
wzruszy się Bóg.

(...)

***

Z potrzeby serca
dzielę się z Wami
wiarą, modlitwą i nadzieją.
Bracia Czcigodni!
Jest Wielki Post.
Spójrzcie na krzyż z wiarą,
a będziemy ocaleni.
Umrze wirus,
a zmartwychwstanie Chrystus,

(...)

To są znaki czasu,
trzeba nam je rozpoznać.
A Duch Boży
odnowi oblicze ziemi.
Patrzcie jak się zmienia! (por. C.K. Norwid)
i będzie nowa ziemia
i nowe niebo,
bo dawne rzeczy
przeminęły.
Ucałuje się
sprawiedliwość i pokój
i wierność z ziemi wyrośnie. (por. Ps 85)
Niech no tylko
zakwitną ogrody.
Amen.

Ostańcie z Bogiem – Ludzie Kochani!

Łowicz, 12.03.2020r.

 

Uzdrawiająca prawda? O znaczeniu reguły wiary dla naszego zbawienia

Uzdrawiająca prawda? O znaczeniu reguły wiary dla naszego zbawienia

kardynał Gerhard Muller

Gianni Vattimo pisał w opublikowanej przed kilku laty książce pod tytułem „Prawda czy słaba wiara" o konieczności przejścia katolicyzmu od prawdy do miłości bliźniego. Prawdy absolutne są jego zdaniem źródłem konfliktów i przemocy, a prawdziwą siłą chrześcijaństwa jest zaś praktyczna miłość bliźniego, dlatego też należy odwołać artystotelesowską maksymę „Amicus Plato sed magis amica veritas".

Wspomniane teza nie jest ani oryginalna, ani też pomocna. Już szkocki filozof David Hume w swojej Natural History of religion (1757) - jak też inni angielscy i francuscy przedstawiciele sceptycyzmu i agnostycyzmu - roszczenie kościołów chrześcijańskich do posiadania ekskluzywnej prawdy czynili odpowiedzialnym za niszczycielskie wojny domowe w ich państwach. Za jedyną podstawę pokojowego i tolerancyjnego współżycia ludzi różnych przekonań uznali jedynie chrześcijaństwo praktyczne lub naturalną religię i moralność (bez odwołania do nadprzyrodzonego objawienia). Jezus dał swoim życiem przykład miłości i jest nauczycielem i przykładem moralności prawdziwej miłości do ludzi. Źródłem dogmatów są tylko metafizyczne urojenia umysłów teologów, które zostały wykorzystane przez „kapłanów" do przeforsowania ich roszczeń do posiadania władzy. Jezus historii jest jakoby zupełnie kimś innym niż Chrystus wiary. To uwidacznia się poprzez porównanie prostych i ogólnie zrozumiałych kazań biblijnego Jezusa do dogmatów pierwszych soborów. W żadnym miejscu w Biblii nie ma mowy o jednej Boskiej naturze i o trzech Osobach Trójcy. Nie można w niej znaleźć ani niczego na temat nicejskiego homoousios, ani też unii hipostatycznej i nauki o dwóch naturach. Chrześcijaństwo bez dogmatów, to to, czego chciał Jezus i co jest potrzebne we współczesności jako siła napędowa prawdziwego humanizmu bez metafizyki, objawienia i wrogiej życiu moralności. Również na początku ruchu ekumenicznego przed wybuchem i po zakończeniu I Wojny Światowej karierę zrobiło powiedzenie "doktryna dzieli, życie jednoczy".

 

W ostatnim czasie znana stała się teza egiptologa Jana Assmanna o tym, że biblijny monoteizm zniszczył łagodną tolerancję politeizmu (patrz: Assmann: Mojżeszowie rozróżnienia lub cena monoteizmu, Monachium 2003; patrz też Regina M. Schwartz, The Curse of Kain. The Violant Legacy of Monotheism, Chicago 1997). Ponieważ monoteizm toleruje ze względu na swoją naturę tylko wiarę w jedynego Boga Izraela, to z tego też powodu każde oddawanie czci innym bogom, a w razie potrzeby także ich wyznawcy, muszą być zdławieni. Właśnie z połączenia roszczenia do absolutnej prawdy i znaczenia Jehowy, który strzeże swojego prawa do wyłączności, wynika eliminująca nietolerancja wobec wyznawców innych bogów (por. Jan Assmann, Exodus. Die Revolution der Alten Welt, Monachium 2015).

 

Można wobec tego zaś zadać pytanie, czy to równanie monoteizm = przemoc i politeizm = tolerancja można udowodnić w sposób empiryczny. Fakty historyczne mówią co innego, jeżeli spojrzy się na prześladowania Żydów ze względu na ich wierność jedynemu Bogu i Stwórcy wszystkich ludzi. Przykładem niechaj będzie chociażby tylko "Męczeństwo Eleazara i męczeństwo siedmiu braci" (2 Mch 6,18- 7,42). To samo dotyczy prześladowań chrześcijan w pierwszych trzech stuleciach w Cesarstwie Rzymskim. Także i dzisiaj tysiące chrześcijan daje swoim życiem świadectwo prawdzie, że miłość Boga jest silniejsza niż nienawiść świata. Są oni męczennikami prawdy, którą jest jedynie Bóg i która od niego pochodzi. W obliczu ich cierpienia i śmierci twierdzenie, że ich monoteizm i wiara w Chrystusa jako uosobienia prawdy są źródłem możliwej przemocy, jest niczym innym niż bezmyślnością, która nie cofa się także przed pogardą dla ludzi. Już sama insynuacja gotowości do stosowania przemocy jako konsekwencji prawdy jedynego Boga jest wyrazem przemocy mentalnej, która w krajach Zachodu prowadzi do werbalnej agresji wobec głęboko wierzących chrześcijanom.

Ale nie tylko empirycznie brak jest podstawy dla zrównania monoteizmu z przemocą, także w systematycznym oglądzie sprzecznym jest z logiką, iż poznanie prawdy właśnie pociąga za sobą przemoc jako środek jej uznania, ponieważ prawda jest ukierunkowana na zrozumienie i dlatego też może zostać przyjęta przez rozum w sposób wolny tylko poprzez przekonanie.

Tylko wtedy, gdy w sposób apodyktyczny twierdzi się, że relatywizm jest jedynym prawdziwym stosunkiem do nierozpoznawalnej prawdy, można denuncjować prawdę jako generator przemocy przeciwko wątpiących w nią lub jej zaprzeczającym.

Dlatego też pojęciem bliźniaczym do prawdy jest wolność. Kłamstwo zaś, którego nie można narzucić z przekonaniem, wydaje w sposób konieczne jako swój owoc przemoc lub przynajmniej groźbę przemocy. Do tego dochodzi kuszenie do odstąpienia od prawdziwej wiary przy pomocy dóbr ziemskich. Ostatniemu z braci machabejskich król "nie tylko dał mu ustną obietnicę, ale nawet pod przysięgą zapewnił go, że jeżeli odwróci się od ojczystych praw, uczyni go bogatym i szczęśliwym, a nawet zamianuje go przyjacielem i powierzy mu ważne zadanie." (2 Mch 7,24). Jak aktualna jest ta scena i również reakcja tyrana i również wierność wierze tego prawdziwego Izraelity: "Wtedy król rozgniewał się i kazał go poddać straszniejszym męczarniom niż innych. Gorzkie mu bowiem były wyrzuty." (2 Mch 7, 39). I jak później Jezus na krzyżu nie groził swoim oprawcom, ale jeszcze i modlił się za swoich morderców, tak już tutaj rozpoznano owoc każdego męczeństwa:" Tak więc i ten zakończył życie czysty i pełen ufności w Panu" (2 Mch 7,40). Inteligentni krytycy ideologii totalitarnych (George Orwell, Folwark zwierzęcy i Rok 1984; Aleksander Sołżenicyn, Archipelag Gułag, Eugen Kogon, Państwo SS) upatrywali upadku ekstremalnie brutalnych państw totalitarnych, jak Związek Sowiecki i nazistowskie Niemcy, w kłamstwie, na którym imperia te były zbudowane, bowiem właśnie w tych systemach braterski pocałunek znaczył wiele, a solidarność z sojusznikiem klasowym i członkiem niemieckiej wspólnoty narodowej była ważniejsza niż prawda i człowieczeństwo. Mielke, minister bezpieczeństwa NRD, który był odpowiedzialny za tysiące ofiar zabitych przy Murze Berlińskim i zasiekach z drutu kolczastego, w odpowiedzi na krytyczne pytania w pierwszym demokratycznym parlamencie po upadku żelaznej kurtyny, wyjąkał w usprawiedliwieniu swoich zbrodni: „Aleja przecież was wszystkich kocham".

Zarówno doświadczenie, jak i rozum mówią nam, że prawda i miłość stanowią jedność, a kłamstwo i nienawiść, ideologia i przemoc tworzą zgubny sojusz. Bóg uwalnia z przemocy faraona naród, które chce z nim zawrzeć przymierze. Bóg Synaju: "Jestem, który jestem" (Wj 3,14) jest tym samym Bogiem Wyjścia: " Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli." (Wj 20,2),

Stwórca wszystkich ludzi chce także zbawienia wszystkich ludzi. "Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich jako świadectwo we właściwym czasie ". Bóg nie jest potężnym, niebiańskim dyktatorem, który żąda ślepego posłuszeństwa, lecz "Zbawicielem, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy" (1 Tm 2, 4-6) A jego apostołowie nie przychodzą jako propagandyści światowej nauki o zbawieniu z " mądrością ludzką i uwodzącym przekonywaniem " (1 Kor 2,1), lecz jako "słudzy słowa" (Łk 1,2), jako "jego świadkowie aż po krańce ziemi" (Dz 1,8), jako " głosiciele i nauczyciele pogan w wierze i prawdzie" (1 Tm 2,7).

I po długiej drodze historii zbawienia ukazuje się w końcu z Mesjaszem bliskie Królestwo Boże prawdy, wolności i miłości. Przy narodzinach "Zbawiciela, Mesjasza i Pana " w mieście Dawida zastępy niebieskie śpiewały: " Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój (szalom) ludziom Jego upodobania." (Łk 2,14). Pokój zawiera zbawienie, jako światło, które oświeca pogan i jest chwałą Jego ludu, Izraela. (Łk 2,31).

Biblijny monoteizm nie jest radykalnie odmienny od politeizmu ze względu na liczbową redukcję wielu bogów do jednego Boga, lecz z powodu istotnego, a nie tylko stopniowo odmiennego pojęcia Boga.

Bogowie pogan są jedynie personifikacjami sił kosmicznych, podczas gdy Bóg, do którego modli się Izrael i Kościół, jest suwerennym stwórcą nieba i ziemi, a nie częścią, wymiarem lub zasadą w nim.

Bałwochwalstwo jest poddaniem się w niewolę mocy tego świata, która uzależnia od namiętności egoizmu. Poganie "zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy... Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy." (Rz 1, 22-25). Poznanie jedynego i prawdziwego Boga, Stworzyciela świata, prowadzi do " wolności i chwale dzieci Bożych " (Rz 8, 21).

Bóg jako początek i cel człowieka, którego stworzył na Swój obraz i podobieństwo, szuka go w każdej prawdzie jako jej pełnia i jej stwórca; a w każdym dobru człowiek kocha Boga jako przyczynę i treść wszelakiego dobra. Bóg sam jest miłością. Kto pozostaje w miłości, pozostaje w Bogu. Strach przed światem i przemoc wobec innych, obojętność wobec bliźniego w jego cielesnych i duchowych potrzebach, wszystko to nie jest do pogodzenia z miłością Boga (1J 4,7- 21). "Kto mówi: "Znam Go", a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy." (1J 2,4).

Prowadzi to nas także do najbardziej pamiętnej konfrontacji prawdy i przemocy, która w historii świata stanowiła ostateczny zwrot od zła do zbawienia, od brutalnej siły do wyzwalającego autorytetu.

W rzymskim pretorium, inkarnacji światowej władzy politycznej, wojskowej i prawnej, Piłat-jako jej posiadacz - powołuje się na swoje nieograniczone prawo do rozporządzania życiem Jezusa, Syna Bożego, mesjanistycznego króla Żydów i Zbawcy świata. Ale ziemscy mocarze mają w rzeczywistości tylko władzę zniszczenia ciała, ale nie mają władzy zniszczenia duszy. " Królowie ziemi powstają i władcy spiskują wraz z nimi przeciw Panu i przeciw Jego Pomazańcowi " (Ps 2,2). Tylko Bóg ma dobroczynną władzę zbawienia naszych dusz i ciał od bezsensu i śmierci. Jezus, z punktu widzenia ziemskiego sprawowania władzy bezradnie wydany Piłatowi, wskazuje na swoje całkowicie innego rodzaju królestwo, którego nie można pokonać i poprzez które realizuje on uniwersalną Boską wolę zbawienia. Znużonemu sceptykowi, który wierzy tylko we władzę i pyta ironicznie: "Cóż to jest prawda?" Jezus przeciwstawia objawienie swojego Boskiego posłannictwa: " Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu»." (J18, 37).

Człowiek jest już z samej natury swojego ducha ukierunkowany na metafizyczną prawdę swojego poznania i moralną prawdę swojego etycznego postępowania. Człowiek może cokolwiek rozpoznawać jedynie w świetle bytu. Jednocześnie uświadamia on sobie, że to nie on stworzył sobie rzeczywistość rzeczy, lecz że prawda ukazuje się rozumowi i daje się mu poznać, tak iż rozpoznaje on samego Boga jako prawdę, która jest identyczna z Bogiem. Prawda, którą rozpoznajemy jako ludzie, nie jest naszym konstruktem myślowym, lecz manifestacją swojej przyczyny, w której istnieją rzeczy stworzone. Ponieważ Bóg jest dobrem i prawdą w swoim jestestwie, to możemy rozpoznać także ontologiczną prawdę rzeczy (omne ens est verum).

I tylko w ten sposób Słowo, które stało się ciałem i które jest Bogiem może powiedzieć o sobie: "Ja jestem prawdą." (J 14,6). Jako człowiek Jezus jest drogą, a jako Bóg jest on SŁOWEM prawdy i życiem wiecznym. Ojciec udzielił Synowi "władzy nad każdym człowiekiem", nie po to, aby go zniewalać, lecz aby każdemu, który wierzy "dać życie wieczne." (J 17,2). Także uniwersalne posłannictwo misyjne nie ma nic wspólnego z zakamuflowanym ekspansjonizmem własnej kultury i religii i subtelnym imperializmem próby objęcia władzy na światem, lecz stoi pod znakiem zbawczej woli Boga. Jezus powiedział do swoich uczniów: "Dana mi jest wszelka władza (ex-ousia) na niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata " (Mt 28,19 i nast.).

Jesus nie wywierał przemocy, lecz stał się ofiarą przemocy, dlatego jest On świadkiem siły miłości, która poprzez niestosowanie przemocy i poprzez znoszenie niesprawiedliwego cierpienia czyni brutalność ziemskiej władzy koniec końców bezprawną. "Błogosławieni, którzy nie stosują przemocy, Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości. " (Mt 5, 5.10). Chrześcijanie idą za "przykładem Jezusa, który, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie." (1 P 2,23).

Nawet jeżeli w przebiegu historii Kościała w pewnych politycznych i socjologicznych konstelacjach wywierano ze strony autorytetu Kościoła przymus w kwestiach wiary, to potwierdza to tylko jakiś smutny fakt, ale nie potwierdza to tezy, że poprzez poznanie prawdy, której uosobieniem jest Chrystus, można by legitymizować jakąkolwiek formę przemocy psychicznej lub fizycznej jako środek jej szerzenia. Jest bowiem miłosiernym zamiarem Boga, "by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy." (1 Tm 2,4). Jest to ta objawiona prawda, że zbawienie można znaleźć w Jezusie, Synu Bożym i Pośredniku zbawienia. Zmartwychwstały Pan posyła swoich uczniów na cały świat, aby wszystkich uczynić swoimi uczniami, którzy dzięki ich nauczaniu uwierzą w Niego. Prawdę nauczają jej świadkowie, tak iż głoszenie jest skierowane do rozumu i do sumienia moralnego adresatów. Każda forma propagandy przekonywującej poprzez manipulację lub sugestywne pozorne argumenty jest sprzeczną z siłą Ewangelii, która przemawia do człowieka, ale go nie obezwładnia. Kościół katolicki wierzy w to, że Bóg ukazał w Chrystusie drogę zbawienia dla wszystkich ludzi i że jedyna i prawdziwa religia przechowuje się w Kościele katolickim. Kościół katolicki otrzymał od samego Chrystusa zadanie jej powszechnego rozszerzania, jak to potwierdza Sobór Watykański II w deklaracji o wolności religijnej "Dignitatis personae". Wynika z tego moralny obowiązek, aby wszyscy ludzie szukali tej prawdy w Kościele katolickim, a następnej tę rozpoznaną prawdę przyjęli w całej wolności i ją zachowywali. Ale każda forma przymusu sumienia jest sprzeczna nie tylko z godnością wolnej osoby, ale też z wyznawaną prawdą. Sobór wyznaje, "iż obowiązki te dotykają i wiążą sumienie człowieka i że prawda nie inaczej się narzuca jak tylko siłą całej prawdy, która wnika w umysły jednocześnie łagodnie i silnie." (DH 1).

Prawda Boga w Chrystusie i jego Kościele pozostaje podstawą i źródłem miłości do Boga i do bliźnich, w której to miłości spełnione jest całe prawo. Platon miał rację, gdy swój szacunek wobec Homera podporządkowywał prawdzie (Politeia 595bc), a Arystoteles zastosował tę zasadę w swojej nauce (Etyka 1096 a), tak iż wobec jego oponentów, mówiących zanadto pro domo, obowiązuje i pozostaje nieodwracalnym zdanie: Amicus Plato, sed magis amica veritas. Tym samym wykluczona jest każda perwersja stosunku pomiędzy subiektywną sympatią i etycznie zobowiązującą prawdą.

Ale w osobie Jezusa Chrystusa zjednoczone jest nierozwiązywalne w ziemskim myśleniu napięcie między prawdą i miłością. Nazywa on swoimi przyjaciółmi tych, którzy się wzajemnie miłują, tak jak On ich umiłował oddając za nich życie i tych, którzy czynią to, co On im nakazuje (J 15,12 i nast.). I to jest świadectwo Kościoła o Jezusie, iż nie tylko głosi on to, co jest prawdziwe, ale że jest prawdą. "Kto zaś nie miłuje, trwa w śmierci...Po tym poznajemy, że jesteśmy z prawdy i działamy poprzez nią w miłości." (1 J 3,14.19). "Żyjąc w prawdzie, chcemy pozostawać przy prawdzie i rosnąć we wszystkim, aż go osiągniemy: Chrystusa, Głowę jego Ciała, Kościoła." (Ef 4,15 i nast.).

Porada "filozofów o słabym rozumie " dla Kościoła katolickiego zawiera diaboliczną pokusę, która sugeruje pozorne sukcesy: Jeżeli chcecie dotrzeć do ludzi i być kochani przez nich wszystkich, wtedy, tak jak Piłat, odstawcie prawdę na bok, wtedy zaoszczędzicie sobie krzyża! Od tego mógł juz uratować się Jezus, gdyby pozostał przy swojej nowinie o zawsze i bezwarunkowo kochającym Ojcu Niebieskim. Dlaczego zadarł z diabłem, prawdziwą władzą tego świata, "ojcem kłamstwa i zabójcą od początku"? (J 8,44 i nast.). On sam jest winien swojej śmierci, a Kościół też nie ma przyszłości w świecie, jeżeli nie pójdzie drogą światowej mądrości i siły! Tymczasem " Nowina, którą usłyszeliśmy od Niego i którą wam głosimy, jest taka: Bóg jest światłością, a ciemność jej nie ogarnęła. Jeżeli mówimy, że mamy z nim wspólnotę, a jednak żyjemy w ciemności, to kłamiemy i nie czynimy prawdy." (1J 1,5 i nast.).

Ale my wierzymy w Jezusa i podążamy za nim, ponieważ jest On prawdą i ponieważ jest on tym samym podstawą i kryterium wszystkich prawd. Kto jest z Boga i pozostaje w Chrystusie, "ten pozna prawdę, a prawda go wyzwoli." (J 8,32).

Być może przyczyną zamętu jest sceptycyzm metafizyczny i relatywizm moralny w pomyleniu prawdy z teorią, która z konieczności zawsze jest trochę oderwana od życia. W Chrystusie jednakże rozpoznawanie prawdy Boga i przestrzeganie Jego przykazań jest nierozdzielnie połączone. W nim "światło przyszło na świat". A każdy, który usprawiedliwia swoje nieprawości, nienawidzi światła i kocha ciemność, aby jego nieprawości nie wyszły na światło prawdy. Ale prawda i moralność warunkują się wzajemnie. To jest ta absolutna nowość w chrześcijaństwie. Nie może być żadnej sprzeczności między wyznaniem wiary i życiem według przykazań Chrystusa." Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu." (J 3,21). Dlatego też chrześcijanin może być miłośnikiem prawdy i dobra bez jednoczesnej nienawiści wobec błądzących i grzeszników. Św. Augustyn pisze o tym: "Człowiek, żyjący według Boga, nie według człowieka, powinien być miłośnikiem dobra, a w następstwie tego nienawidzić zła. Nikt nie jest zły z natury, lecz ktokolwiek jest zły, z braku jest zły; kto według Boga żyje, musi nienawidzić złych tak doskonałą nienawiścią (Ps 138,22), żeby nie nienawidził człowieka dla błędu, ani miłował błąd dla człowieka, lecz iżby nienawidził błędu, a miłował człowieka. Uleczywszy błąd, pozostanie wszystko, co ma miłować, a nic nie pozostanie z tego, co by musiał nienawidzić." (de Civ. Dei XIV, 6).

W świetle tych dwóch zdań, to pytanie nasuwa się dzisiaj chrześcijanom. Czy istnieje „reguła fidei", która zawiera centrum prawdy objawionej, której wszyscy chrześcijanie muszą koniecznie trzymać się, aby mieć właściwą relację z Bogiem i innymi ludźmi? Czy nasze wieczne zbawienie zależy od konkretnego przyjęcia tej prawdy wiary?

Relatywizm w kwestii prawdy ogranicza zbawienie tylko do ziemskich radości, zmysłowych rozkoszy i duchowego zadowolenia. Łatwo gubi się przy tym fakt, że sam Bóg jest początkiem i celem człowieka, który w świecie i poprzez świat szuka samego Boga jako źródła nieskończonego dążenia do prawdy i pełni szczęścia. Człowiek gubi swoje prawdziwe istnienie, jeżeli zapomina o Bogu. Niektórzy krytycy tradycji chrześcijańskiej odczuwają to jako trik, jeżeli definiuje się wiarę jest tylko jako osobistą relację, zamiast domagać się uznania wszystkich prawd objawionych. Ale w wierze w Chrystusa są już zawarte wszystkie prawdy. Wiara w jego Osobę i poznanie tej Osoby w jej dziełach zbiegają się w Jezusie Chrystusie, verbum incarnatum. Jest on boskiem Słowem, które stało się ciałem. A wszystkie słowa Jezusa, które stanowią Jego naukę i które przeszły do "nauki Apostołów " (Dz 2,42) i do doktryny wiary Kościoła, przekazują jedyną prawdę Boga i dają Boskie życie (J 6,68). W ten sposób Jezus może wówczas do swoich uczniów i teraz mówić: "Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem." (J 6,63).

Dlatego też aktu wiary nie można oddzielić od jego treści, artykułów wyznania wiary. Wiara nie może być formalnym zaufaniem do osoby, której zupełnie nie znam treściowo w jej bycie i istocie, jej przeznaczeniu i historii. Ponieważ miłość do jakieś osoby oznacza jednocześnie chęć poznania jej prawdy. Dlatego też i treść wiary jest istotna dla zbawienia, ponieważ artykuły wiary nie odzwierciedlają naszych teoretycznych projekcji i postulatów moralnych. Są one raczej wyznaniem samego Boga w Jego słowach i czynach, poprzez które on nam się udziela. "Ten plan objawienia urzeczywistnia się przez czyny i słowa wewnętrznie z sobą powiązane, tak że czyny dokonane przez Boga w historii zbawienia ilustrują i umacniają naukę oraz sprawy słowami wyrażone, słowa zaś obwieszczają czyny i odsłaniają tajemnicę w nich zawartą. Najgłębsza zaś prawda o Bogu i o zbawieniu człowieka jaśnieje nam przez to objawienie w osobie Chrystusa, który jest zarazem pośrednikiem i pełnią całego objawienia." (Dei verbum 2).

Antropocentryczna redukcja eschatologicznego i nieodwracalnego samoobjawienia do ludzkiego a priori jest niemożliwa w obliczu faktycznego charakteru zbawczohistorycznej obecności Boga w wierze i życiu Kościoła. Słowo Boga nie może być funkcją mojego rozumu historycznego (teologia liberalna), mojego uczucia religijnego (Schleiermacher), moich potrzeb, życzeń, teorii filozoficznych i historycznych oraz hipotez socjologicznych, a nawet politycznych ideologii i utopi.

Bóg, który jest prawdą, wprowadza nas suwerennie w prawdę. To on nam się objawia, a nie my jemu, dlatego też zbawienie człowieka zależy od wiary w treści Credo Kościoła w jego odniesieniu do Trójjedynego Boga. W wyznaniu chrztu nie jesteśmy pytani o osobisty stan emocjonalny lub o to, co Jezus subiektywnie dla mnie oznacza i za kogo go uważam, za proroka, nauczyciela etyki albo też cokolwiek innego, co ludzie wymyślą sobie w sposób wygodny na jego temat jako projekcję ich samousprawiedliwienia. W czasie chrztu jesteśmy pytani o to, czy wierzymy w Boga Ojca, naszego stworzyciela, w Boga Syna, który nas zbawił i w Boga Ducha Świętego w nas, Pana i Dawcy boskiego życia. "Wiara zaś jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy" (Hbr 11,1). Gdyż "bez wiary zaś nie można podobać się Bogu. Przystępujący bowiem do Boga musi uwierzyć, że On jest i że wynagradza tych, którzy Go szukają " (Hbr 11,6). Wiara jest zatem nie tylko istotna dla zbawienia w aspekcie zaufania do przebaczenia w imię Jezusa w rozumieniu luterańskiej nauki o usprawiedliwieniu. Należy do tego także w sposób istotny poznanie Boga, poprzez to, że uznajemy Boga w prawdach, które on sam objawił ku naszemu zbawieniu (fides quae creditur). "Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami - do zbawienia." (Rz 10,10). Jeżeli chcemy być zbawieni, musimy wierzyć, "że 'Jezus jest Panem' i że Bóg Go wskrzesił z martwych1", (Rz 10,9).

Przeciwko wierze treściowej podnoszono często zarzut intelektualizmu, który jednakże jest tak samo absurdalny, jak antyintelektualizm wobec samoobjawienia Boga w jego Słowie i Duchu. Jeżeli nawet misterium Boga pozostaje niewyczerpalne dla stworzonego rozumu, zarówno pojedynczego człowieka, jak i zebranej wiedzy całej ludzkości, to jednak Boski Logos jest tym, który czyni zrozumiałymi dla nas wszystkie poszczególne słowa jego uznania - mianowicie w świetle wiary, którą wlewa w nas Duch Boży. Intelligibile in credibili ma swoją podstawę w Chrystusie, Logosie, który przemawia do nas na ludzki sposób. Kościelne wyznanie wiary opiera się historycznie na nauczeniu Apostołów i nauczaniu Jezusa. Kościół nie stoi wobec objawienie jako wobec zewnętrznego obiektu poznania. Wiara Kościała ma raczej udział w objawieniu w tym sensie, że sama odpowiedź całego Kościoła na Boże Słowo jest formą i środkiem jego uświadamiania. "Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe" (Joh 16,13).

Kardynał John Henry Newman (1801-1890), jeden z najznamienitszych nowożytnych myślicieli teologicznych dokonuje w swojej Apologia pro vita sua (1865) rozróżnienia pomiędzy "liberalną" i "dogmatyczną" zasadą w wykładni chrześcijańskiej wiary pochodzącej z objawienia. Zasada dogmatyczna wychodzi z faktu prawdy objawienia Boga w Jezusie Chrystusie. Zgodnie z zasadą liberalną jest ona przyjmowana tylko w tym zakresie, w którym jej prawdy są zgodne z naturalnym rozsądkiem lub pobożnymi uczuciami i zasadami moralnymi społeczeństwa mieszczańskiego i jego potrzebami - na przykład przezwyciężeniem kontyntyngentyzmu (Apologia, rozdział 2)

Liberalizm w kwestiach religijnych przeczy temu zdaniu Johna Henry'ego Newmana, w którym opisuje to, co nazywa „zasadą dogmatyczną":

W takim razie jest prawda; że jest jedna Prawda; że błąd religijny sam w sobie ma niemoralny charakter; że jego opiekunowie sq winni utrzymywania go, o ile robią to z własnej woli; [...] że umysł jest podporządkowany prawdzie, a zatem nie jest nad nią wyższy i jest zobowiązany nie rozprawiać o niej, ale ją czcić; że prawda i fałsz są z nami, aby poddać próbie nasze serca; że nasz wybór jest okropnym losowaniem, w które wpisane jest nasze zbawienie lub odrzucenie; że „przede wszystkim trzeba mieć wiarę katolicką"; że „ten, kto chce być zbawiony, musi tak myśleć", a nie inaczej; że „jeśli będziesz szukać mądrości i podnosić swój głos dla zrozumienia, jeśli będziesz szukać ich jak srebra i szukać ich jak skarbów ukrytych, to zrozumiesz bojaźń przed Panem i znajdziesz zrozumienie Boga".

W swojej mowie, tak zwanej „Biglietto Speech", którą wygłosił z okazji wyniesienia go do godności kardynalskiej Świętego Kościał Rzymskiego (1879) sprecyzował: "Liberalizm w religii to nauk o tym, że w religii nie ma żadnej prawdy pozytywnej, lecz że każde wyznanie jest tak samo dobre, jak inne ... a ta nauka jest nie do pogodzenia z jakimkolwiek uznaniem jakiejkolwiek religii za prawdziwą. .. Religia objawiona nie jest prawdą, lecz kwestią smaku, nie jest ona obiektywnym faktem, nie należy do obszaru cudowności. Ponadto każdy ma prawo do przypisywanie jej wypowiedzi, które mu .się właśnie podobają.... Religia nie jest w żaden sposób .więzami, które spajają społeczeństwo." (G.L.Muller, John Henry Newman, Augsburg 2010,11).                                                                                        

Fakt, że chrześcijaństwo jest dogmatyczne, oznacza, że opiera się ono na fakcie historycznego samoobjawienia Boga, że w Słowie, które stało się ciałem, objawiono nam pełnię prawdy i życia, oraz że poprzez Ducha Świętego Kościół wyznaje w swoim głoszeniu i duszpasterstwie prawdę, a w sakramentach przekazuje nam życie Boga.

" Kościół zaś wierzy, że Chrystus, który za wszystkich umarł i zmartwychwstał, może człowiekowi przez Ducha swego udzielić światła i sił, aby zdolny był odpowiedzieć najwyższemu swemu powołaniu; oraz że nie dano ludziom innego pod niebem imienia, w którym by mieli być zbawieni." (Gaudium et spes 10).








Kalendarz spotkań grup duszpasterskich

   oaza lso diecezja rz DRcaritas dzielo  indeks

Kalendarz wydarzeń